środa, 23 stycznia 2013

"Niemożliwe" - a jednak....

Jestem pod ogromnym wrażeniem filmu "Niemożliwe" ( The Impossible - reż. Juan Antonio Bayona, prod. Hiszpania). Po kolei mogę wymieniać przymiotniki: wspaniały, poruszający, urzekający, wzruszający, niesamowity, zjawiskowy, prawdziwy.

Jest to historią pewnej rodziny która zdecydowała się spędzić święta Bożego Narodzenia w Tajlandii. 24 grudnia 2004 miało tam miejsce silne tsunami, które strawiło wiele osób i przyniosło milionowe straty.
Henry (Ewan McGregor) i Maria (Naomi Watts) wraz z trójką synów, spędzają popołudnie przy hotelowym basenie, gdy miejsce ma pierwsza fala tsunami. Rodzina w wyniku powodzi zostaje rozdzielona. Każde z nich ma jednak trochę szczęścia. Maria i syn Lucas zostają znalezieni przez tubylców i przewiezieni do szpitala, gdzie mają są nimi zająć lekarze. Henry wysyła swoich dwóch synów w góry, gdzie będą bezpieczni, a sam decyduje się szukać żony i trzeciego syna.

Historia kończy się happy endem, ale droga do końca nie jest łatwa. Jest tu dużo emocji i ludzkiego cierpienia, które łapie za serce. Ja przeżywałam niemal cały film (tym bardziej, że jest to prawdziwa historia) i wszystkie momenty - od początku do końca. Film jest bardzo realistyczny pod względem samej katastrofy, ale także pod względem charakteryzacji samych aktorów. Do tego stopnia, że gdy przychodzi wielka fala, wbija ona w fotel, a każde uderzenie o jakiś przedmiot pod wodą, wywoływał u mnie taki sam ból jak u Marii.

Karierę Ewana McGregora śledzę już od dłuższego czasu i staram się oglądać na bieżąco produkcje z jego udziałem. Moją uwagę jednak zwróciły najbardziej dzieci. Trójka chłopców musi szybko wydorośleć w związku z zaistniałą sytuacją. Ale za to ich gra aktorska... jest wspaniała!!! Chłopaki świetnie operują mimiką i widać na ich buziach każdą emocję, strach, przejęcie - niesamowite!! Naomi Watts jest nominowana do Oscarów za tę rolę. Na pewno gra przekonująco, zwłaszcza rozpacz, bezsilność, ból. Witać to w niej cały ciałem, nawet w oczach...

A co w nim niemożliwego... Na pewno to, że jednak happy endy w prawdziwym życiu też się zdarzają. Dzięki temu i właśnie takim świadectwom, chętniej i częściej zastanawiamy się nad takimi wartościami jak człowiek czy rodzina. Film niesie też przesłanie o tym aby sobie pomagać - ktoś teraz potrzebuje pomocy, a kiedyś możesz sam jej potrzebować, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką zrobisz.

Zastanawia mnie jeszcze jak to jest z tą produkcją Hiszpańską. No bo jest to film definitywnie w stylu amerykańskim, ale na zdecydowanie wysokim poziomie. Do tego z angielskimi (brytyjskimi) aktorami. Więc powinna to być raczej międzynarodowa produkcja, bo z Hiszpanią, to jest chyba tylko związany reżyser :P A może chodziło po prostu o to, aby tą historię poznała jak największa liczna osób? Jeśli tak, to na pewno udało się to osiągnąć reżyserowi.

Jednym słowem, film na pewno do polecenia. Przejmujący, urzekający i wzruszający. Dziewczyny, pamiętajcie o chusteczkach ;)

3 komentarze:

  1. Dziękuję za ten tekst. Właśnie wybieram się w weekend do kina :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj o chusteczkach i daj znać czy Tobie też się podobał :)

      Usuń