środa, 2 stycznia 2013

Hobbit - powrót do śródziemia

W związku z całym szumem wokół "Hobbita" i ja wybrałam się na niego do kina. Jednak zdecydowałam się na wersję 2D, ponieważ nie spodziewałam się w tym filmie jakiś super efektów wizualnych, które wymagały by okularów.
Na film poszłam z przyjaciółką, która chciała zobaczyć film. Ja nie wariowałam z powodu Hobbita, ale przyznaję, że trylogia Władcy Pierścienia zrobiła na mnie wrażenie. Oglądając z kolei wersje reżyserskie Władcy Pierścieni podczas jednego z maratonów (nigdy więcej 10 godzin w kinie!!!!) miałam okazję rozwinąć wiele wątków, a historia stała się dla mnie o wiele bardziej wyraźna - niestety nie czytałam książki, co oczywiście muszę nadrobić.

Wracając do Hobbita.
Zastanawiałam się( i nadal się nad tym zastanawiam), dlaczego zrobili z książki, która ma raptem150 stron trzy części po trzy godziny, co w efekcie daje dziewięć godzin seansu!! Ktoś mógłby zażartować, że w tym czasie zdąży przeczytać całą książkę, niżeli skończyłby się film, czy nawet cała seria.

Hobbit jest wstępem do Władcy Pierścieni. Przedstawiona jest historia, jak to Bilbo Baggins rozpoczął swoją przygodę w Śródziemiu, w kompani krasnoludów, której towarzyszy Gandalf - ten który wyciąga wszystkich z opresji ;)



Muszę po prostu powiedzieć, że film nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Zdecydowanie było czuć, że film się dłuży i wszystko jest rozciągane w czasie. Film przypominał bardziej opowiadanie historii na dobranoc, na tyle długo, aby można było zasnąć. Film nudził mi się również pod tym względem, że ciągle było to samo - czyli 13 krasnoludów, Gandalf i orkowie - i tak przez trzy godziny. Widać było, że Jackson chce wiernie odtworzyć książkę i nawet moment zagadek z Golumem jest jakby dokładnie odwzorowany - w sumie 5 zagadek, a po każdej następuje odpowiedniej długości pauza na zastanowienie nad rozwiązaniem. Uświadamia mi to tylko, że jest to definitywnie wykorzystywanie mojego czasu. Owszem, zagadki są ciekawe, ale żeby tak wszystko przedłużać? To co miło wspominam po seansie, to piękne krajobrazy i widoki Nowej Zelandii, która ponownie zachwyca. Nawet muzyka wydawała mi się znana, jakby wzięta z poprzedniej produkcji Petera Jacksona.


Podsumowując: film wypada słabo. Jest zdecydowanie za długi, mógłby być spokojnie skrócony o połowę i zapewne nadal byłby ciekawy. Piękne krajobrazy, muzyka jakby ta sama. No i monotonna kompania krasnoludów - dużo bardziej przypadła mi do gustu różnorodna drużyna pierścienia :)

1 komentarz:

  1. Nie wiem, jakoś mnie nawet nie ciągnie do kina na ten film, nie mam w sumie ochoty go oglądać. Obrzydzili mi chyba wszyscy tym gadaniem :)

    OdpowiedzUsuń