sobota, 16 marca 2013

Leniwy weekend z filmami

Niestety lekko się rozchorowałam i złapała mnie jakaś infekcja gardła, w związku z tym nie miałam za wiele siły, aby robić cokolwiek oprócz leżenia. A ponieważ podczas leżenie można również oglądać filmy, wiedziałam jak będzie wyglądał mój program dnia - konkretnie wczorajszego ;) Ale muszę powiedzieć, że dzięki wygrzewaniu się przez cały dzień w łożeczku, dzisiaj czułam się znacznie lepiej :)

Obejrzałam wczoraj trzy filmy:

  • Odwróceni zakochani 
  • Pokój, miłość i nieporozumienie
  • 10 lat
Niestety filmy nie okazały się szczególnie interesujące. Można je spokojnie wrzucić do przegródki "zapychacze czasu", ewentualnie można je obejrzeć ze względu na ulubionych aktorów.

Odwróceni zakochani (Upside Down) to melodramat science fiction, który niemal od samego początku zapowiadał że nie będzie niczym szczególnym. To swego rodzaju historia Romea i Julii, czyli Adama i Eden, którzy żyją w przeciwnych światach, a w dodatku odwrotnych światach. Przez większość czasu rozmawiają ze sobą mając głowy zadarte ku górze. To co mocno mi się rzuciło w oczy, to to, że Eden zawsze towarzyszy światło w tle, natomiast Adam zawsze ukazany jest w cieniu. Droga tych kochanków do siebie jest jednak bardzo długa i kręta  - po tym jak zostają nakryci na potajemnej schadzce, ona dostaje krwotoku i ma amnezję. On myślał, że ją zabił i zapomniał o niej, do dnia kiedy zobaczył ją w telewizji. To wtedy zaczyna robić wszystko, aby mogli być razem, nawet pod karą śmierci. Jedynym plusem w tym filmie jest dla mnie obsada - Kristen Dunst i Jim Sturgess. Sama jednak historia jest dla mnie raczej mocno naciągana. Sugerując się hasłem z plakatu "Romeo i Julia w świecie Incepcji", to mogę się zgodzić z Romeem i Julią, ale zdecydowanie nie z Incepcją. Jedyny związek z incepcją może polegać tylko na scenografii, czyli umieszczenie bohaterów (a raczej bohaterki) w dużym mieście - ale to chyba i tak nadal mało, jak na Incepcję. Film wywarł na mnie średnie wrażenie... raczej słane, zwłaszcza, że ciężko mi było uwierzyć w samą historię - ale może to dlatego, że to scence fiction ;)


Pokój, miłość i nieporozumienie (Peace Love and misunderstanding). Macie tak, że czasami oglądacie filmy tylko, ze względu na aktora lub aktorkę? Tak było tym razem :) A obejrzałam go dla pnącej się w górę Elizabeth Olsen. Młoda aktorka, która nie chce być porównywana do swoich sióstr bliźniaczek i zanim stanęła przed kamerą, szkoliła swój warsztat aktorski w szkole filmowej. No i moim zdaniem widać efekty. Może akurat ta rola nie jest jakoś wybitna, ale miłą ją znów zobaczyć :) ( Zagrała również w Martha Mercy May Marlene i Sztuki wyzwolone (Liberal Arts)). 

Film opowiada historię Diany (Catherine Keener), która zabrała córkę Zoe (Elizabeth Olsen) i syna Jake (Nat Wolff) do babci Grace (Jane Fonda) do Woodstock na kilka dni. Wnuczki miały okazję zobaczyć babcie po raz pierwszy w życiu - oboje są już nastolatkami, a sama matka miała 20 letnią przerwę w kontaktach ze swoją matką. Jako, że babcia mieszka w Woodstock, ma również hipisowską naturę, która nie przeminęła z wiekiem - nadal pali trawkę, spotyka się z mężczyznami, a także często maluje ich nago. Diana ma się rozwieść z mężem i dlatego uciekła daleko od miasta i wkrótce byłego męża. Z pomocą Grace, szybko znajduje kogoś na zastępcę pustego miejsca - Jude (Jeffrey Dean Morgan), który podobnie jak babcia ma w sobie sporo z hipisa. Atmosfera miłość udziela się również Zoe, która poznaje przystojnego rzeźnika (Chace Crawford), a Jake młodziutką Tarę, z którą przeżywa swój pierwszy pocałunek. Całej kilkudniowej wycieczce do Woodstock towarzyszy kamera Jake, którą filmuje wszystko co się da - codzienne rozmowy, wizyty w mieście, demonstrację, wywiady. Z nagranych materiałów tworzy później film, który zdobywa nagrodę debiutanta na festiwalu - jaasen :P. Powstały film miał mówić o życiu, czyli o miłość. W końcu przecież miłość jest wszędzie....

Jak można podsumować ten film? Jest to na pewno miło opowieść o tym, że nie jesteśmy idealni i na pewno nie ma ideałów. To jednak od nas zależy na co się zdecydujemy i na co jesteśmy w stanie przystać (pozwolić sobie i innym).

Trzeci film to 10 lat (10 years), czyli film o zjeździe absolwentów po 10 latach od ukończenia szkoły. No i można by na tym skończyć. No bo przecież co się dzieje na takich zjazdach? Najpierw wszyscy się cieszą że się widzą, wspominają dane dobre czasy, aktualizują informacje o stanie cywilnym, a potem wszyscy piją. W czasie takiego wieczoru małżonkowie mają okazję dowiedzieć się czegoś nowego o sobie nawzajem - w końcu przecież jest w swoim naturalnym środowisku, wśród kumpli, gdzie czuje się swobodnie. Wychodzą również stare miłości, a także jest szansa dowiedzieć się, komu się nie powiodło w życiu. Niemal standard i nic ciekawego. Ciekawy może być jedynie Channing Tatum, który jest bardzo przystojny w lekkim zaroście ;) Zdecydowanie nie jest to jednak nic w stylu "American Pie: zjazd absolwentów", ponieważ nawet nie ma za bardzo z czego się tutaj pośmiać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz