
Oglądając film nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Czy będzie to kolejny film o nastolatkach w ameryce - czyli o niczym?
Film nie wypada najgorzej, ale świetnie też nie jest.
Jest to historia młodego chłopaka, który jest nieco zamknięty w sobie, w związku z dwoma wypadkami dwóch bliskich mu osób. W związku z ich utratą, próbuje radzić sobie pisząc listy do wymyślonego przyjaciela. Właśnie idzie do liceum, gdzie poznaje nowych, ale nico starszych kolegów. Razem z nowymi przyjaciółmi zaczyna interesować się muzyką i literaturą angielską. W tle przewijają się jeszcze motywy molestowania dzieci, pierwszej miłości, miłości homoseksualnej i inne szkole problemy.
Film wypada całkiem nieźle, ale widać, że chciałby uchodzić za ambitne kino. Moim zdaniem nie udaje się uzyskać tego efektu, jako że film jest skierowany raczej do młodszego widza i na niego jest skrojony ten film. Nieco trudniejszy temat, w dość prostej postaci. Jeśli chodzi o aktorstwo, to moim zdaniem również nie ma się czym pochwalić ten film. Ja obejrzałam go dla samej Emmy, ale wydaje mi się, że jest ona na tyle delikatna, że przed nią jeszcze długa droga do poważnego aktorstwa.
Podsumowując film, wypada w mojej ocenie słabo (6/10).
PS. Bawi mnie dosłowne tłumaczenie tytułu filmu - korzyści z bycia podbieraczem ścian ;)
PS2: To co bardzo lubię w filmach, to sentencje, myśli, które powodują, że zaczynamy się zastawiać nad własnym życiem. Tym razem było to:
"- Czemu ja i wszyscy których kocham, wybierają ludzi, którzy traktują nas jak śmieci?
- Akceptujemy miłość, na którą w naszym mniemaniu zasługujemy"